czwartek, 28 listopada 2013

Restauracja Śląskie Ranczo - Zabrze

W ramach akcji kulinarnej „Blogerzy Smakują”  organizowanej na portalu Uroda i Zdrowie Nasz blog został wybrany do odwiedzenia restauracji „Śląskie Ranczo”.

Restauracja Śląskie Ranczo mieści się w Zabrzu przy ulicy Webera, nieopodal stadionu i ogrodu botanicznego - w cichym i przytulnym zielonym kompleksie.

Restauracja z zewnątrz pięknie się prezentuje, drewniany budynek otoczony zielenią przyciąga do środka.


Przed wejściem do restauracji znajdują się drewniane ławki i stoły. Idealnie komponują się z całością.



Do restauracji prowadzą drewniane drzwi, a przy nich stoją figury, które zapraszają do środka. 


Wewnątrz restauracji jest bardzo przyjemnie, ściany i sufit  wyłożone są jasnym drewnem.


Gdzieniegdzie zauważymy na ścianach wstawki i kolumny wyłożone kamieniem. Drewniane okna, w których wiszą tylko zasłony, proste drewniane stoły przykryte lnianymi bieżnikami i solidne krzesła, wszystko tworzy spójną całość, wyczuwa się ciepło tego miejsca.


W żaden sposób nie można pominąć dębowych schodów znajdujących się w centrum sali, piękne, solidne, prowadzące do mniejszej sali znajdującej się na piętrze.


Naszą uwagę przyciągają również drewniane figury ustawione w  różnych  miejscach na sali, znajdziemy tam również duże lampiony z płonącymi świecami.


Miałyśmy możliwość wyboru stolika na dolnej sali, wybrałyśmy jeden z bocznych, najbardziej oddalony od baru.


Niewątpliwie lokal sprawia wrażenie przytulnego i ciepłego wnętrza. Dekoracja stołów jest stonowana i pasująca do całości wnętrza. W restauracji jest czysto i przyjemnie. W tle słychać cichą muzykę.

 Całą salę obsługiwała jedna kelnerka mało uśmiechnięta i jednocześnie niezbyt przystępna osoba. Właściwie nie wykazywała zainteresowania oprócz przynoszenia potraw, nie zaproponowała nic do picia, nie zapaliła świeczki stojącej na stoliku, zaznaczając że spędziłyśmy w restauracji  ponad 2,5 godziny.

Przejdźmy jednak do sedna wizyty.
Wybrałyśmy się do restauracji we wtorkowe popołudnie.
Obsługa w postaci wcześniej wspomnianej kelnerki nic nie wiedziała o naszej wizycie, ani o akcji z jakiej jesteśmy. Dopiero Pani manager, która przyszła poproszona przez kelnerkę wiedziała o co chodzi, aczkolwiek też nie spodziewała się nas w tym terminie. Niestety, z tego co się dowiedziałyśmy po weekendzie nie zostały uzupełnione braki w towarze i restauracja nie mogła nam zaproponować swoich specjałów, na co tak naprawdę liczyłyśmy. 
Pani manager po naradzie z kucharzem zaproponowała nam jednak żebyśmy spróbowały przygotowywanych nowości. Przystałyśmy na tą propozycję, tak naprawdę nie wiedząc czego się mamy spodziewać i jakie dania dostaniemy.

Słów kilka o menu i cenach ... niestety, możemy odnieść się tylko do tego co jest napisane na stronie internetowej, bo karty nie widziałyśmy, nie została nam ona nawet zaproponowana.
Restauracja serwuje ponoć potrawy kuchni śląskiej oraz tradycyjne polskie dania, o czym  nie miałyśmy się okazji przekonać.

I tak na początek dostałyśmy,  tu zgodnie z naszym życzeniem, kawę latte.


Kawka była bardzo dobra, w dużej szklance i z dużą ilością spienionego mleka czyli taka jaką lubimy.

Następnie do stolika podana została zupa.


Zaserwowano nam  krem z pomidorów z serem feta posypany prażonymi migdałami.
Smak całości bez zastrzeżeń, delikatna zupa i chrupiące migdały, które świetnie ją uzupełniały.

Jako danie główne dostałyśmy polędwiczkę wieprzową w sosie grzybowym podaną z kaszą gryczaną i kapustą zasmażaną.


Dania tego jeszcze podobno nie ma w karcie,  załapałyśmy się zupełnie przypadkiem na testowanie nowego urządzenia do gotowania metodą Sous vide - czyli w niskich temperaturach. Dzięki tej metodzie jedzenie gotowane ma być soczyste, zdrowsze, ma zachować witaminy i naturalne soki. Podczas gotowania nie jest uszkadzana naturalna struktura jedzenia.
Danie prezentowało się na talerzu naprawdę pięknie, jednak jego smak już nas tak nie zachwycił. Kasza była odrobinę rozgotowana i przez to bez smaku, kapusta za to przesolona, a mięso nie miało wyrazistego smaku, co prawda zdawało się być delikatne aczkolwiek lekko gumiaste.  Żadna z nas się tym daniem nie zachwyciła, ale cieszymy się z tego, że miałyśmy okazję spróbować czegoś nowego tzn  dania przyrządzonego taką metodą, czego nie jadłyśmy wcześniej. Jednogłośnie stwierdziłyśmy, że po prostu to nie nasze smaki.

Po daniu głównym dostałyśmy deser - babeczkę  z jabłkami, bitą śmietaną i gałką lodów.



Ten deser był strzałem w dziesiątkę. Gorąca babeczka wypełniona prażonymi jabłkami w połączeniu z zimnymi lodami, obłokiem bitej śmietany i odrobiną sosu czekoladowego smakowała wyśmienicie.

Podsumowując, restauracja Śląskie Ranczo to miejsce dobre na  obiad z rodziną gdyż spędza się tam dużo czasu w oczekiwaniu na dania. Wystrój przyciąga swym ciepłem, przytulnie i domowo. Restauracja jest urządzona prosto, ale ze smakiem. 




Dziękujemy portalowi Uroda i Zdrowie.

2 komentarze: